Las, który nie jest już nasz
Autor Jacek
Czerwiec 29, 2025
Autor Jacek
Czerwiec 29, 2025
Na pierwszy rzut oka to miał być zwykły spacer w ulubionym lesie. Samochód, znany zjazd, ulubiona trasa. Jednak zanim jeszcze otworzyłem drzwi, Moli już wiedziała. Zastygała w czujnej, napiętej pozycji na fotelu – uszy postawione, głowa wysoko, nozdrza rozszerzone, rytmicznie i szybko pracujące. Nie było mowy o wyjściu z auta. Zanim ja otworzyłem drzwi, ona już przeskanowała zapachową mapę lasu. Następnym razem w tym lesie… to samo.
Na początku myślałem, że się uparła. Może to kaprys, „faza”, że woli biegać gdzie indziej. Może miała jakieś złe skojarzenia z tym lasem? Może czegoś się tu wystraszyła? Zacząłem ją „przekonywać”: smaczki co metr, zabawy z piłką, szukanie smaczków w ściółce… Szło opornie, nie dawała się przekupić w żaden sposób. Pomogły dopiero wspólne wyjścia z drugim psem – buldogiem francuskim, owczarkiem australijskim, owczarkiem niemieckim. Było to o tyle problematyczne, że łatwiej mi biegać z jednym psem. Buldog wydolnościowo nie nadąża, nie możemy go forsować. Aussie ma tyle energii, że nie nadążam ja, a ONek to nasz weteran – Ebi ma już prawie 11 lat. Treningi trzeba było przenieść w inne miejsce.
Za którymś razem, kiedy po raz kolejny zobaczyłem ją – zamrożoną, węszącą, świadomie nieprzekraczającą pewnej granicy – przestałem pytać: „Czemu nie chcesz?”. Zacząłem pytać: „Czemu ja cię do tego zmuszam?”. Dziś, gdy połączyłem już część kropek, chcę się podzielić wynikami mojego „śledztwa”.
Od dawna wiem, że na naszym terenie są wilki. Tutaj to żadna nowość ani tajemnica. Nigdy się jednak tym za bardzo nie przejmowałem. Wilki z natury unikają ludzi, nie szukają kontaktu, a nasze psy też jakoś ich nigdy nie odczuwały. Nie widziałem jakichś przesadnych śladów ich aktywności podczas leśnych spacerów czy przejażdżek rowerowych. Oczywiście do czasu, aż podczas jednej z nich coś na mnie warknęło z paproci przy mało uczęszczanej drodze leśnej. Krótkie, niskie, gardłowe warknięcie rezonujące w kościach. Coś jakby „obróciło” się w zaroślach i tyle. Żadnego innego dźwięku czy pościgu. Ja oczywiście nie wiedziałem, że umiem tak szybko jechać rowerem.
Wtedy też przyszła refleksja. Nasz ulubiony las to las, który poza główną ścieżką nie jest intensywnie uczęszczany przez ludzi, ma dużo trwałych mokradeł, obszarów zalewowych i miejsc trudno dostępnych. Jest w nim dużo dzikiej zwierzyny – logicznym wydaje się, że tak jak dla zajęcy, saren, orłów, dzików czy jeleni jest to też świetne miejsce dla wilków.
Moli po prostu wie, że tam nie wchodzi się lekkomyślnie. Instynkt podpowiada jej, że ten teren należy do kogoś innego. Samotnie jej szansa przetrwania jest niewielka. W stadzie zmienia się sposób podejmowania decyzji. A psy pierwotne nie boją się podejmować decyzji za siebie.
Owczarek australijski idzie dalej, bo został stworzony do podążania za człowiekiem, podejmowania decyzji wspólnie. Ma wbudowaną „pępowinę” z przewodnikiem. Czy rozumie, że tam może być wilk? Może, ale nie opiera się na instynktach. Rozumie, że przewodnik idzie, więc on też.
Buldog francuski nie odczytuje napięcia sytuacji. Nie dlatego, że „jest głupi” czy „odważny”. Po prostu jego system detekcji zagrożeń jest wyciszony. Może wręcz nie wyczuwać śladu chemicznego zostawionego przez dzikiego drapieżnika. Działa jak pasywny członek grupy, który nie decyduje, tylko podąża. Buldogi, choć kochane, znane są ze swojej niskiej zdolności czytania zwierzęcej komunikacji.
Owczarek niemiecki to rasa silnie ukierunkowana na współpracę z człowiekiem i wykonywanie jego poleceń. Ich pierwotne instynkty mogą być w pewnym stopniu stłumione przez lata hodowli nastawionej na posłuszeństwo i pracę. Ebi ma za sobą szkolenie IPO, które również może wpływać na jej reakcję na zagrożenia.
To, co czasem mylnie bierzemy za „strach” u psów pierwotnych, jest w rzeczywistości czymś znacznie starszym i głębszym – instynktem przetrwania. Nieprzypadkowym. Nie neurotycznym. Prawdziwym.
Moli nie musi znać wilka z widzenia, żeby zrozumieć jego obecność. Nie chodzi o konkretne doświadczenie, ale o chemiczny, zapachowy język zagrożenia, wpisany w mózg od pokoleń. Zapach sierści, odchodów, feromonów. Ten język od razu włącza tryb analizy.
U psów pierwotnych, takich jak Chongqing Dog, ten instynkt nie jest przytłumiony. Jest bardzo wyraźny. Nie da się go zamazać piłeczką. Można próbować go ignorować, ale prędzej czy później wróci – jako odmowa, napięcie, odcięcie kontaktu. I jeśli my go nie uszanujemy, pies zacznie nas omijać w decyzjach.
I ten wybór zasługuje na szacunek.
Chongqing Dog nie szuka potwierdzenia w oczach człowieka. Szuka sygnałów w powietrzu, na ziemi, w przestrzeni. To decyzja pierwotna, nierozerwalnie związana z charakterem rasy. Czasem my jesteśmy tylko ich towarzyszami.
Ta zmiana w zachowaniu Moli, od beztroskiego szczeniaka do psa wyczuwającego realne zagrożenie, nastąpiła zimą, w okolicach stycznia. Miała wtedy półtora roku i weszła w kluczowy etap dojrzewania. Dla psa pierwotnego to moment, w którym instynkty uśpione w beztroskim szczenięciu budzą się z pełną mocą, a pies staje się dorosłym osobnikiem w pełni odpowiedzialnym za swoje przetrwanie i bezpieczeństwo. Moli przestała postrzegać świat jak młody pies, a zaczęła funkcjonować jak dorosła suka, gotowa do samodzielnego podejmowania decyzji.
Chcemy, by nasze psy ufały nam. Ale czy my ufamy im? Czy szanujemy ich decyzje, instynkty, komunikaty? Czy naprawdę chcemy „odczarowywać las”, czy może czasem powinniśmy odpuścić i powiedzieć: „Skoro ty czujesz, że to miejsce nie jest dziś dobre – idźmy gdzie indziej”?
Praca z psem pierwotnym to relacja, nie tresura. To praca w obie strony. Ja uczę ją żyć w moim świecie. Ale uczę się też żyć w jej.
Choć to był nasz ulubiony las, Dolina Baryczy daje nam wiele innych opcji. Znaleźliśmy nowe miejsce – przestrzeń, w której oboje czujemy się dobrze. Czy wrócimy kiedyś do tamtego lasu? Może. Ale nie na siłę. Nie po to, żeby coś „naprawić”. Tylko jeśli sama powie mi: „teraz tak”.
W szkole kung-fu mój shifu, Shi Heng Zhi, wprowadzał nas nie tylko w sztuki walki, ale także w podstawy buddyzmu Chan – tradycji, na której opierają się nauki Shaolin.
Jednym z reprezentantów tradycji Chan jest mistrz Sheng Yen, który niejednokrotnie podkreślał, że praktyka zaczyna się od uważnego bycia w świecie, tu i teraz.
W sposób, którego się nie spodziewałem, Moli stała się moim przewodnikiem w tej właśnie dziedzinie. Pomaga mi dostrzegać to, czego sam nie potrafię zauważyć. Uczy mnie zatrzymywać się w miejscach, które wcześniej ignorowałem, i zwracać uwagę na subtelne sygnały płynące z otaczającej nas przestrzeni.
Nasz spacer coraz częściej przypomina mi „medytację chodzoną” – praktykę uważnego chodzenia, o której mówił mistrz Thich Nhat Hanh: każdy krok staje się świadomym byciem, zakorzenieniem w teraźniejszości. Czasem musimy pozwolić się poprowadzić. Zaufać. I słuchać tych, którzy czują więcej niż my.