Przewiń do sekcji głównej

W ostatnim czasie zastanawiałem się, jak historia pewnego cesarza niezwykle przypomina dzieje Chongqing Doga. Co takiego pies może mieć wspólnego z władcą imperium? Okazuje się, że całkiem sporo. Na początek: obaj są nierozerwalnie związani z tym samym regionem – Syczuanem i Chongqing. Tereny te były znane pod najstarszymi nazwami Shu i Ba, a w czasach naszego bohatera całość była określana jako Yizhou.

Nasz cesarz wywodził się z ubogiej rodziny, odlegle spokrewnionej z główną linią rodu. Mimo to, dzięki niezwykłemu uporowi w dążeniu do celu, niezliczonym porażkom, a nawet niemal całkowitemu unicestwieniu, osiągnął cel wyznaczony w młodości. Wartości, którymi się kierował i które starał się reprezentować, sprawiły, że do dziś, w dniu jego śmierci w Baidi (dziś na terenie Chongqing), pali się kadzidło na jego cześć.

Pozwól, że zabiorę Cię w szybką podróż przez tę niezwykłą opowieść o wytrwałości, lojalności, uporze, ale też sprawiedliwości i dbaniu o zwyczajnych ludzi. Domyślasz się, o kim będzie dzisiejszy post?

Skromne początki

W 161 roku n.e. w ubogiej rodzinie, w dzisiejszym powiecie Zhuo, w prowincji Hebei, urodził się chłopiec. Jego ojciec – niski rangą urzędnik – zmarł młodo. Matka zajęła się wytwarzaniem i sprzedażą słomianych sandałów oraz mat. Trudno to było nazwać szlacheckim życiem. Było w nim jednak coś niezwykłego: chłopiec był dalekim potomkiem cesarskiego rodu Liu z upadającej dynastii Han. Pokrewieństwo było tak odległe, że nie wiązało się ani z bogactwem, ani z władzą, ani nawet tytułami – zaszczepiło w nim jednak poczucie tożsamości i cel.

Już jako dziecko miał wielkie marzenia. Legenda głosi, że pewnego dnia wskazał na koronę drzewa morwowego i powiedział, że kiedyś będzie jeździł cesarskim rydwanem z takim baldachimem. Wszyscy się śmiali – oprócz jego wuja, który uwierzył w chłopca i pomógł mu opłacić naukę u cenionego konfucjańskiego uczonego – Lu Zhi. To właśnie tam chłopiec przyswoił ideały lojalności, sprawiedliwości i moralnego obowiązku – wartości, które kierowały nim przez całe życie. Ale same ideały nie wystarczą… Przedstawiam Ci Liu Beia.

Mroczne czasy i Mandat Niebios

Nadciągały wojna, bunt i ambicje – a wraz z nimi początek jednej z najmroczniejszych epok w historii Chin. Szacuje się, że w nadchodzących czasach populacja Chin spadła o około 70%. Głód, wojny, przesiedlenia, choroby sprawiły, że życie straciło około 40 milionów ludzi.

W 184 roku n.e., gdy Liu Bei miał nieco ponad 20 lat, Chiny ogarnął potężny bunt. Ruch religijny zwany Żółtymi Turbanami – prowadzony przez taoistycznych uzdrowicieli i mystyków – wybuchł w północnych Chinach i szybko się rozprzestrzeniał. Ich przywódca, Zhang Jue, twierdził, że dynastia Han utraciła Mandat Niebios, czyli boskie prawo do sprawowania cesarskiej władzy. Biedni głodowali, urzędnicy byli skorumpowani, a tytuły urzędowe sprzedawano za pieniądze. Zdesperowana ludność masowo dołączała do powstania.

To był gigantyczny bunt społeczno-ekonomiczny – i szczerze mówiąc, miał swoje uzasadnienie. Ludzie cierpieli zbyt długo, a cesarz Ling nie robił nic, by poprawić ich sytuację. Choć powstańcy mieli słuszne powody, ich metody były brutalne, a chaos zagrażał całemu społeczeństwu. Liu Bei dołączył do sił rządowych, by stłumić rebelię – nie w obronie skorumpowanego dworu, ale by przywrócić porządek i zdobyć uznanie. Za pożyczone pieniądze udało mu się zorganizować niewielki oddział wolontariuszy, który dołączył do armii Han. Wraz z nim walczyli inni ambitni ludzie, których być może znasz:

  • Cao Cao – genialny strateg i polityk, który w tym czasie był kapitanem kawalerii w cesarskiej armii.
  • Yuan Shao – pochodzący z arystokratycznej rodziny polityk, piastujący wówczas jedno z najważniejszych stanowisk na cesarskim dworze.

Każdy z nich próbował się wybić w świecie pogrążonym w chaosie.

Upadek Cesarstwa

Choć powstanie Żółtych Turbanów zostało stłumione, zamiast pokoju nastał jeszcze większy chaos. Cesarz zmarł, a na dworze wybuchła brutalna walka o władzę. Eunuchowie i generałowie mordowali się nawzajem. W tę sytuację wkroczył Dong Zhuo – bezwzględny watażka z zachodu. Wkroczył do Luoyangu, zamordował nowego cesarza, osadził na tronie jego młodszego brata (jako swoją marionetkę) i ogłosił się regentem, czyli władcą zza tronu.

Gdy poczuł zagrożenie, spalił stolicę Luoyang, przeniósł się do Chang’anu i rządził, terroryzując społeczeństwo. Według legendy upodobał sobie gotowanie przeciwników w oleju. Liu Bei dołączył do koalicji mającej obalić Dong Zhuo, ale sojusz się rozpadł z powodu wzajemnej nieufności. Chiny rozpadły się na kawałki jak stłuczony wazon. Dong Zhuo został w końcu zdradzony i zabity przez własnego sojusznika – Lü Bu.

Tymczasem Cao Cao, awansowany po sukcesach w tłumieniu powstania (w 196 roku był już m.in. Ministrem Prac), wykonał genialny ruch: po śmierci Dong Zhuo objął "ochroną" młodego cesarza Xiana, sprowadzając go do swojej stolicy w Xuchang. Dzięki temu, kontrolując cesarza, mógł "działać w jego imieniu" – co dawało mu ogromną legitymizację i przewagę nad innymi watażkami.

A Liu Bei? Nadal tułał się po kraju, przegrywał bitwy, często nie miał nic, zmieniał sojusze, walczył o przetrwanie u boku Yuan Shao, Cao Cao, czy Liu Biao. Choć kilkukrotnie sięgał dna, nie poddawał się.

Przysięga w Brzoskwiniowym Sadzie

W tych burzliwych czasach Liu Bei nie był sam. Związał się przysięgą braterstwa krwi z dwoma niezwykłymi dowódcami: Guan Yu i Zhang Fei.

Razem stali się bohaterami ludowymi, szczególnie dzięki późniejszej literaturze. Choć przysięga w brzoskwiniowym sadzie to wytwór literackiej wyobraźni, ich więź była prawdziwa – według Kroniki Trzech Królestw traktowali się jak własne kończyny.

Liu Bei nadal wierzył w coś większego: w odrodzenie dynastii Han – nie dla siebie, lecz w imię sprawiedliwości. Nie miał ziemi ani armii – tylko niezłomną wolę. Ta wola miała przyciągnąć jeden z największych umysłów w historii Chin.

Przebudzenie Śpiącego Smoka

W tym momencie Liu Bei próbował już wszystkiego: walki, ucieczki, sojuszy – ale nadal nie miał prawdziwej bazy. Wciąż był outsiderem. Miał jeszcze jeden ruch. Tym ruchem był człowiek.

Zhuge Liang był samotnikiem i geniuszem żyjącym w odosobnieniu. Lokalna ludność nazywała go „Śpiącym Smokiem” – spokojnym mędrcem, którego umysł mógł zmienić losy świata. Liu Bei nie czekał, aż geniusz się pojawi. Sam odwiedził jego chatkę – trzy razy. To wydarzenie – znane w późniejszej literaturze jako „Trzykrotne odwiedziny chaty ze strzechy” – stało się symbolem cierpliwości, pokory i szacunku dla mądrości.

Zhuge Liang w końcu się zgodził. Był brakującym elementem układanki Liu Beia, oferując mu genialną strategię i wizję sukcesu: zjednoczyć południowy zachód, zbudować stabilną bazę w Syczuanie i przywrócić porządek poprzez nowe państwo – Shu Han.

Narodziny Shu Han

Zgodnie z planem Zhuge Lianga, Liu Bei poprowadził kampanię do Yizhou (dzisiejszy Syczuan i Chongqing) – żyznego, górzystego regionu, względnie nietkniętego wojną. Okazja nadarzyła się sama – Liu Zhang, zarządzający tą prowincją, poprosił Liu Beia o wsparcie. Kiedy napięcia polityczne wzrosły, Liu Bei wystąpił przeciwko gospodarzowi i przejął władzę siłą. Zdrada? Może. Ale w tamtych czasach była to ponura norma. Liu Bei wierzył, że przejęcie Syczuanu było konieczne, by przywrócić pokój i zjednoczyć Chiny pod odnowioną dynastią Han.

W końcu miał własne królestwo – prawdziwe. W tym samym czasie Chiny były już podzielone na trzy główne potęgi. W 220 roku n.e., po śmierci Cao Cao, jego syn Cao Pi ogłosił się cesarzem Wei, formalnie kończąc dynastię Han. W odpowiedzi, w 221 roku n.e., Liu Bei ogłosił się cesarzem Shu Han. To było coś więcej niż tytuł. To była deklaracja: „Jesteśmy kontynuacją dynastii Han. Jesteśmy moralnym sercem Chin.” Z kolei na południowym wschodzie Sun Quan również ogłosił się cesarzem Wu, tworząc trzecie z Trzech Królestw.

Tragedia i upadek

W tamtych czasach marzenia były luksusem, który nie trwał długo. W 219 roku Guan Yu został zdradzony przez siły Sun Quana i zabity. Liu Bei był zdruzgotany. Wbrew radom Zhuge Lianga rozpoczął kampanię zemsty przeciwko Sun Quanowi, który rządził południowym wschodem. To był początek końca.

Liu Bei przegrał bitwę pod Yiling. Wkrótce potem Zhang Fei został zamordowany przez własnych oficerów. Armia została rozbita. Liu Bei wycofał się do Baidicheng – chory i złamany. W 223 roku zmarł – przekazując imperium swojemu synowi, a ciężar jego przetrwania Zhuge Liangowi.

Echa przeszłości

Na tym kończy się historia Liu Beia – ale jego duch wciąż żyje. Nawet w Chongqing Dogu.

Ta rasa, pochodząca dokładnie z tego samego regionu, którym niegdyś władał Liu Bei, jest symbolem przetrwania. Przez wieki psy Chongqing polowały w górach, żyły blisko prostych ludzi i ochraniały ich domostwa. Ich charakter został ukształtowany przez surowe warunki i twarde życie Syczuanu.

Podobnie jak Liu Bei, który mimo niezliczonych porażek i tułaczki po kraju nigdy nie stracił nadziei na odrodzenie Hanów, Chongqing Dog przetrwał najgorsze czasy. Po komunistycznej rewolucji rasa niemal wyginęła. Psy postrzegano jako luksus – zakazano ich posiadania, usypiano, niemal zapomniano. Ale – tak jak Liu Bei, który po bitwie pod Yiling znalazł schronienie w Baidicheng, by zebrać siły – Chongqing Dog przetrwał w trudno dostępnych zakątkach Syczuanu, ukrywając się w górskich wioskach, niczym iskra nadziei w ciemności.

W latach 80. czasy się zmieniły i hodowcy mogli zacząć chronić to, co zostało. Powoli, ostrożnie, rasa zaczęła odżywać – jako wierny, odporny towarzysz, głęboko zakorzeniony w historii. Ta powolna, wytrwała odbudowa odzwierciedla drogę Liu Beia, który krok po kroku, mimo braku ziemi i armii, zdobywał zaufanie i budował swoje królestwo od podstaw. Ich lojalność, zacięcie i zdolność adaptacji w trudnych warunkach to cechy, które sprawiły, że przetrwali – dokładnie tak, jak upór i wierność ideałom pozwoliły Liu Beiowi osiągnąć swój cel, mimo że wielokrotnie tracił wszystko.

Jest jeszcze jedna ciekawostka. Chen Shou w swojej Kronice Trzech Królestw wspomina, że Liu Bei kochał psy. Czy w Chengdu towarzyszył mu Chongqing Dog? Nie możemy tego wykluczyć, przecież historia rasy sięga jeszcze dalej...

Barwami mojej hodowli są karmazyn i biel, które mają podwójne znaczenie. Poza oczywistym nawiązaniem do barw Polski, kraju, w którym prowadzę hodowlę, kolory te głęboko symbolizują ducha Chongqing Doga i jego historyczne powiązania. Karmazyn jest bezpośrednim nawiązaniem do dawnej symboliki Hanów – to kolor ognia, który reprezentuje energię, cnotę i ciągłość dynastii. To barwa siły i niezłomności, idealnie podkreślająca ducha Chongqing Doga. Biel, choć w kulturze chińskiej często kojarzona z żałobą, w tym kontekście symbolizuje czystość intencji i nowy początek. Niczym czyste płótno, na którym chcę napisać nową historię Chongqing Doga, budując ją na fundamentach starożytnych wartości i nieprzemijającej wytrwałości.

Crimson Dragons… of Shu

Właśnie dlatego w nazwie mojej hodowli znajduje się“of Shu”. Dla mnie Chongqing Dog to nie tylko pies – to żywa historia i duch przeszłości. Te psy pochodzą z kraju, o którym śnili cesarze, gdzie walczyli wojownicy, a legendy są wiecznie żywe. Z regionu, który odegrał ważną rolę w zjednoczeniu Chin przez dynastie Qin i Han.

Wartości reprezentowane przez Shu Han – lojalność, odwaga, wytrwałość i braterstwo – to wartości, w które wierzę i które staram się przekazywać z każdym urodzonym szczeniakiem. W każdym Chongqing Dogu widzę echo dawnych bohaterów: są wierne jak Guan Yu, silne jak Zhang Fei, mądre jak Zhuge Liang, a ich niezłomna wola i powrót z krawędzi zagłady jest kwintesencją ducha Liu Beia.

Dziękuję za przeczytanie. Jeśli ta historia Cię poruszyła, śmiało ją udostępnij – albo po prostu napisz do mnie, by porozmawiać o rasie, historii albo o tym, co to znaczy nieść coś starożytnego w nowoczesny świat.